Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

W poszukiwaniu zorzy - Norwegia 2021 praktycznie

        Zapytaj kogokolwiek podróżującego, jakie ma TOP 3 marzeń podróżniczych. Bankowo znajdzie się wśród nich „Zobaczyć zorzę polarną“. No u nas nie inaczej. Zawsze mieliśmy to na swojej liście. I co jakiś czas podejmowaliśmy próbę, żeby ją upolować.
- Zimowa Islandia w 2019 – mission failed, chmury
- Wyszogród 2019 – mission failed. Tak, byliśmy tak zdeterminowani, że polowaliśmy na zorzę na polu pod Wyszogrodem :)
- Laponia 2020 – mission failed. Wyjazd nawet nie doszedł do skutku, bo kilka dni przed wyjazdem Covid się rozszalał i musieliśmy odwoływać
Dlatego w tym roku postanowiliśmy znów spróbować…

Trudna sztuka planowania, czyli kilka słów o tym jak się dostać na Lofoty
Sama zorza to trochę mało, żeby dymać z dziećmi na koło podbiegunowe i siedzieć na chacie cały dzień, więc szukaliśmy jakiegoś miejsca, gdzie będzie co robić jeszcze w ciągu dnia, a nie tylko wegetować przy -15 stopniach Celsjusza.
Wpadły mi w ręce połączenia z Gdańska do Bodo (już za kołem podbiegunowym). Z Bodo już rzut beretem na Lofoty. A same Lofoty to jest sztos. I to gruby kaliber. Archipelag wysp norweskich za kołem podbiegunowym.
Bilety śmiesznie tanie, bo w 2 strony ok 100 zł. Co prawda jak dodasz bagaż, noworodka, dziecko 3 letnie to za rodzinę i tak nam zakręciło się koło 700-800 zł. Ale to wciąż znośnie jak na tak daleki lot. Więc zebraliśmy ekipę – sami sprawdzeni zawodnicy. Dlugosze, Wilhelm i Danka. Jej, z każdym z tej 4ki przejechaliśmy już niezły kawał świata. Kupione.



        Fajnie, fajnie, podjarka. Ale z Bodo jakoś się trzeba przedostać na Lofoty. Oczywisty jest prom z Bodo, ok 100 zł, 3,5h płynięcia. Tak podróżuje tam większość ludzi z tego co przejrzałem blogi. Ale był jeden problem – po sezonie jest 1 prom dziennie i to o jakiejś chorej i niepasującej nam godzinie 6 rano. Idealnie z dwójką małych dzieci :) W dodatku wtedy z 4 dni na północy Norwegii spędzamy na samych Lofotach raptem 2 dni. Słabo. Na szczęście na jednym z blogów trafiłem na info o lotach z Bodo na Lofoty. Lot trwa 20 min, kosztuje od ok 200-250 zł one way. Czyli bez dramatu jak na to, że masz ok 5-6 lotów dziennie! Co prawda życia nie oszukasz – dodaj bagaż, dzieciaki, wybierz lot inny niż o 5 rano (te są najtańsze) i całość nam wyszła za rodzinę ok 2100. Kupione. Czyli mieliśmy loty z PL na Lofoty. Bajka.
        No i wtedy do akcji wkroczyła Różowa Landryna zwana przez nas pieszczotliwie węgierskimi chujami :) Wkroczyła do akcji, cała na biało i... odwołała nam lot. Just like that. Fajnie, zwrócili nam po te marne 100 zł za lot. A my zostaliśmy z biletami z Bodo na Lofoty za 2100… A żeby nie pozostawić nam złudzeń, skasowali całą trasę na listopad. Po pierwszym szoku i „olaboga, odwołujemy“ zebraliśmy się do kupy i zaczęliśmy szukać alternatywnego połączenia z Warszawy do Bodo. Padło na Norwegian i lot przez Oslo. A żeby nadać sens temu, że lecimy przez Oslo i płacimy za to dużo więcej niż za Wizzair, to zdecydowaliśmy na spędzenie 2 dni w Oslo.

Reasumując. Miało być:
Warszawa-Gdańsk autem
Gdańsk-Bodo Wizzair
Bodo-Lofoty promem

Było:
Warszawa-Oslo Norwegian
Oslo-Bodo Norwegian
Bodo-Lofoty (Leknes) Wideroe

Kilka spostrzeżeń nt Lofotów 
- Norwegia jest opór droga. Warto zabrać bagaż pełen żarcia. Chleb od 20 zł za paczkowany shit. Mleko ok 9 zł za litr, jogurt naturalny duży ok 9 zł.
- Alkohol w Norwegii jest trudno dostępny (kupisz tylko w specjalnych sklepach, czynnych krótko i w dni robocze) oraz kosztuje krocie. Najtańsze piwo kosztuje w markecie ok 18 zł za 0,5l (raczej takie Królewskie). W knajpie ok 80 zł (raczej takie lepsze).
- Auto na Lofotach nie kosztuje kroci.
- Prom z Bodo dla pieszych kosztuje znośnie (100 zł). Prom z autem kosztuje krocie (samo auto 350 zł).
- Na Lofotach w listopadzie dzień trwa 6h i codziennie skraca się o 15 min. Na przełomie grudnia i stycznia słońce w ogóle nie wschodzi.
- Na Lofotach temperatura w zimie jest zaskakująco wysoka (zresztą podobnie jak na Islandii) – my mieliśmy ok 4 stopni.
- Lofoty to słabe miejsce na oglądanie zorzy (zdałem sobie z tego sprawę już po zakupie biletów) – większość czasu są chmury i pada :)

Kilka słów o finansach
Przewrotnie, bo o finansach na początku, a nie na końcu. Norwegia jest droga, podróżowanie z rodziną jest drogie. Trochę nas poratowało to, że uderzyliśmy w dużej ekipie, koszty się nam rozbiły. 

Garść cen za naszą rodzinę:
Loty na Lofoty Norwegianem ok 1700 zł
Loty na Lofoty Wideroe ok 2200 zł
Auto na Lofotach ok 1100 zł. Odległości małe, więc spaliliśmy 1 bak paliwa (400 zł)
Noclegi średnio w Bodo, Reine, Leknes ok 1100 zł za domek, gdzie na luzie weszło 6 dorosłych i 2 dzieci. W sumie za noclegi za rodzinę nam wyszło ok 3200 zł.
Żarcia nawieźliśmy z Polski. Fajny układ, bo każdy z nas (6 dorosłych) gotował 1 obiad który przywiózł z Polski. Więc zakupy w sklepach raczej typu pomidor, chleb.
W totalu wyszło nam ok 10 000 za rodzinę za 8 dni.
Zobaczyć Lofoty, zobaczyć zorzę – bezcenne!

                                                                Kilka słów o dzieciach


        Często słyszymy od innych "ale Wam fajnie, z naszymi dziećmi to by się nie dało". No nie. To nie tak. To nie tak, że my mamy bajlando, dzieci z wyłącznikami ON/OFF i sobie je wyłączamy na pół dnia i zwiedzamy. No nie. 
To jest kurwa ciężka praca przez cały wyjazd. Monika ciężko tyra z usypianiem dzieci. Ja ciężko tyram z ogarnianiem wyjazdu. Same nie chodzą na te trekkingi. Jak sobie inni jak kozice wnoszą na górę butelkę z wodą w plecaku, to my musimy tam wtargać dzieciaki, a nie ważą już po 5kg. Jak inni robią sobie kanapkę na drogę, to my musimy jakoś zaplanować i zrobić tak, żeby Jagna miała co jeść (nie batony ze sklepu) przez cały dzień. Jak inni piją piwko wieczorem, my musimy to tałatajstwo wykąpać, nakarmić, ogarnąć i uśpić.
I są gorsze chwile. Na Reinebringen Jagna płakała ostatnie 20 min, bo nie chciała założyć rękawiczek, a cała się trzęsła z zimna. Na Sardynii Tytus znosił jajko od przejazdów autem. W Patagonii Jagna miała ostre zatrucie przez kilka dni. Przed Lofotami Jagna miała taki dołek, że autentycznie mieliśmy ochotę odwołać wyjazd. Na miejscu Monika miała takie noce, że wstawała co godzinę do Tytusa. Więc to nie jest tak, że jest zawsze łatwo. Ale jak dwójka rodziców ramie w ramie ogarnia dzieciaki, to naprawdę można :) A że czasem są trudne chwile. W domu ich nie ma? :) 
Czasem się zastanawiamy nad wyjazdem bez dzieci. Ale serio, szybko sobie to wybijamy z głowy, bo wyjazdy z nimi są naprawdę kozackie. Wszyscy albo razem.

Czytaj dalej: Kto krzyczy w Oslo? <- KLIKNIJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz