Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Sur - jak wygląda Oman z perspektywy miasta

Najlepsze w spaniu na dziko pod namiotem są poranki. Otwierasz namiot i widzisz morze, ocean, góry, jezioro. 
Często pierwsze co robimy, to sięgamy po aparat. To samo tego poranka. Otwarcie namiotu, słodkie „o kurwa, ale ładnie, daj aparat“. A potem wsit i już jesteś na plaży, wsit i już siedzisz w morzu J Dlatego jakoś wolno nam szło zbieranie się. Do tego stopnia wolno, że przysiadł się do nas jakiś rybak. Nic nie mówił po angielsku, ale przyszedł, uśmiechnął się i usiadł tak centralnie między namiotami, tam gdzie jedliśmy sniadanie. I tak siedział i się patrzył. Arabowie mają niesamowitą umiejętność siadania, nic-nie-robienia i oglądania. Umieją się wyluzować. No ale po godzinie się zebrał, żeby iść posiedzieć gdzie indziej, a my się zebraliśmy do morza, a potem do morza, a potem w drogę.

Dzień mieliśmy w sumie niezaplanowany. Tzn zaplanowany, ale taki plan brzmi jak brak planu J Mianowicie miasto Sur, a potem dojechać na Fins Beach i się rozbić. Niewiele jak na to, jak wyładowane były poprzednie dni. Ale i tak nam zabrało czasu na koniec :P
Ale najpierw Sur, spore (jak na Oman) miasto położone wzdłuż morza, przecięte ładną zatoką. W sumie to składa się z Sur oraz mieściny Al Ayjah po drugiej stronie zatoki, spięte mostem. Nam się zeszło pół dnia, nie wiedzieć kiedy. I w sumie w mieście, w którym nie ma nic konkretnego do zobaczenia. Ale za to jest miło J Co tam warto, jak tam już dotrzesz?
-        Wzgórza z wieżami warownymi po stronie Al Ayjah, stamtąd super widok na całe miasto, zatokę, na lokalną stocznię.

-        Spacer po Al Ayjah, najstarszej części Sur; klimat wąskich uliczek, rozpadających się domów, kóz i kur biegających gdzieś między tym wszystkim, rybaków wyciągających sieci z morza.
-        Stocznia, choć to za duże słowo. Miejsce gdzie wciąż produkują tradycyjne arabskie łodzie Dau. Co ciekawe te łodzie są np w godle Kuwejtu czy Kataru. Drewniane, robione ręcznie. Stocznia to trochę na wyrost, bo budowali tam na raz chyba 2 łódki i nie wyglądali jakby mieli skończyć je w tym kolejnym dziesięcioleciu. 
     
Wjazd kosztował jakieś grosze (0,5 OMR = 5zł).
Śmiesznie trafiliśmy też z knajpą. Od razu nas wsadzili do sali rodzinnej, gdzie byliśmy sami. Taka to sala rodzinna, żeby po prostu nie siedzieć z facetami w głównej. Bo kobiety z mężczyznami nie mogą siedzieć w jednym pomieszczeniu. I tak skończyło się to miasto pełne atrakcji i doznań.

Dojechaliśmy na Fins Beach, w okolice Wadi Shab. Dobra baza na atak szczytowy z rana, bo ok 15 min do Wadi. Jedno z popularniejszych miejsc na camping w Omanie, więc zakładaliśmy, że z miejscem może być krucho. Na miejscu okazało się, że to klifowa (niskie, ale klify) okolica i takich kozackich miejsc pod namiot na samej plaży to może ze 2-3 i już zajęte. Kupa ludzi rozbijała się na parkingu szutrowym. Niby z widokiem na plażę i 30 m od wody, ale bez jaj. Spać na parkingu? Szanujmy się J stanęło na klifie z zamiarem wyskoczenia na plażę. I jaki to był dobry wybór, to się okazało dopiero wieczorem…
Po 1 Wilhelm miał tam branie. Co prawda to nie była arabska piękność, a młody, wysportowany Arab. Ale miał szansę zmienić Polskę na słoneczny Oman, miał. Nie skorzystał, nawet numeru nie wziął.
Po 2 i chyba ważniejsze, w nocy okazało się, że o skały rozbija się fluorescencyjny plankton. Nie było to może tak spektakularne jak na grafice googla, ale widzieliśmy to pierwszy raz z życiu. Siedzieliśmy na skałach chyba z godzinę patrząc jak woda świeci się co chwila na niebiesko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz