Bo jedzie się dnem kanionu, mega wąsko (2 auta się nie miną, tam 1 auto się ledwo mieściło momentami). Po wielkich kamieniach, sporo otoczaków, że auto prawie grzęzło w kamieniach. Do tego sporo jazdy po pozostałościach rzeki. Kilkoro blogerów pisało, że nie wjechali do Wadi Ghul, bo wody było za dużo, więc mieliśmy sporo szczęścia. Ale jak wjeżdżałem w takie rozlewisko i miałem tam pokonać zakręt (nie widziałem końca rozlewiska), to trochę się spociłem. Generalnie wolno, ale cisnęliśmy do przodu. A pchało nas jedno. Że przed nami jechał lokalny pickup z 5 dzieciaków na pace (stary chyba robił im kulig), więc uznaliśmy, że chyba też damy radę J ściany kanionu robiły się coraz stromsze, było coraz ładniej i coraz trudniej. Po ujechaniu 4 z 7 km trasy, uznaliśmy, że starczy i trzeba wracać, bo nam zabraknie tych 2 godzin. A, bo zapomniałem wspomnieć, że te 4km jechaliśmy ok 40 min. Mega żałowaliśmy, że nie dojechaliśmy do końca i że nie spędziliśmy w Wadi Ghul połowy dnia.
Ale takie są skutki jak się jedzie do Omanu na tydzień zamiast na 2 tygodnie…
Drugim postojem był wspomniany wcześniej fort
w Bahla. Sam fort bardzo fotogeniczny. Surowizna, bo w środku w salach nie ma
totalnie nic, puste pomieszczenia. Do tego skwar z nieba. Lepiej wygląda na
zdjęciach, niż urzeka, ale Oman słynie z fortów, są ich tam setki. Więc
wypadało wejść do jakiegoś J
No i największa zaleta Fortu Bahla (oprócz niskiej ceny za wejście) – łazienka, wielka, pusta i czysta! Po 2 nocach pod namiotem była wskazana. Na spontanie i bez ręczników wykąpaliśmy się, nawet umyliśmy głowy. Nieźle jak na bidetówkę w toalecie :)
No i największa zaleta Fortu Bahla (oprócz niskiej ceny za wejście) – łazienka, wielka, pusta i czysta! Po 2 nocach pod namiotem była wskazana. Na spontanie i bez ręczników wykąpaliśmy się, nawet umyliśmy głowy. Nieźle jak na bidetówkę w toalecie :)
Trzeci postój to taki w pośpiechu, Birkat al
Mouz. Okolice Sayt, bananowej potęgi Omanu. Tam ich sporo rośnie, jest zielono
i zaskakująco chłodno. Birkat to miasto pośród gajów palmowych. Dodatkowo
stara, opuszczona część miasta jest na zboczu i wyraźnie wychodzi ponad palmy.
To samo co z Wadi Ghul. Zabrakło czasu, żeby tam się powłóczyć między palmami, w cieniu. Wejść na opuszczone miasto. A nam starczyło czasu na wjechanie na wzgórze z super widokiem, ale na miasto już nie. Dobre i tyle, bo wzgórze to żaden punkt widokowy, tylko górka ze stacją transformatorową i jakimiś antenami.
To samo co z Wadi Ghul. Zabrakło czasu, żeby tam się powłóczyć między palmami, w cieniu. Wejść na opuszczone miasto. A nam starczyło czasu na wjechanie na wzgórze z super widokiem, ale na miasto już nie. Dobre i tyle, bo wzgórze to żaden punkt widokowy, tylko górka ze stacją transformatorową i jakimiś antenami.
Czwartego postoju już nie było, czwarty postój
to Bidiyah, czyli wrota do pustyni Wahiba Sands. Na samą pustynię można wjechać
też z okolicznych miasteczek, ale główne to Bidiyah. Nasz plan był taki, żeby
zanocować pod naszymi namiotami i wjechać tam naszym samochodem. Nie chcieliśmy
korzystać z żadnych campów. Po 1 kosztują bardzo dużo (ok 250 zł od osoby), po
2 po to bierzemy namioty, żeby pod nimi spać, a po 3 to fajna przygoda. Trochę
się baliśmy jazdy po pustyni, bo choć jest tam kilka dróg twardych (choć wciąż
piaszczystych), gdzie zakopanie nam nie grozi. Ale już zjechać w bok, żeby
rozbić namiot, to trzeba bardziej uważać. Powtarzaliśmy sobie, że bez dziecka i
mając pół dnia przed sobą, to byśmy cisnęli, YOLO. Ale z dzieckiem to nie
chcemy ryzykować. Nazywajmy rzeczy po imieniu - wydygaliśmy. Dlatego
założyliśmy, że zgarniemy w Bidiyah jakiegoś miejscowego, który nas poprowadzi
swoim autem, jakby co wyciągnie z piachu i przede wszystkim wskaże jakąś
miejscówkę na nocleg. Podobno o to się nie trzeba martwić w Bidiyah, bo
przewodnicy, naganiacze i inni biznesmeni sami cię znajdą. Tak się stało z
nami, daliśmy się znaleźć J Zagadał nas typ w knajpie podczas
obiadu. Obstawiam, że zadzwonili po niego z obsługi. Jak rzucił kwotę, to mało
nie zemdlałem. Chciał 25 OMR za eskortę i 50 OMR za dunebashing (jazda jego
autem po wydmach, polecana impreza). Stanęło na 52 OMR za wszystko (520 zł). I
tak uważam, że opór dużo jak za 30 min eskorty i 60 min jazdy po wydmach. Przed
wjazdem na pustynię trzeba też spuścić ciśnienie w kołach.
Czy warto było brać typa? Tak, dla spokoju
ducha i dla wskazania nam miejsca z dala od drogi, z dala od campów (był jeden
widoczny na horyzoncie), blisko pięknych wydm.
Sami byśmy tego miejsca pewnie nie znaleźli, ale na pewno byśmy tam dojechali (jazda nie była taka ciężka).
Najważniejsze, że zdążyliśmy na zachód słońca… Wieczór faktycznie był chłodny. Wiało, ale dało się wbić szpilki, żeby tropik nie łomotał. I faktycznie piach jest był wszędzie. Dobrze, że się tego spodziewaliśmy i oszamaliśmy w knajpie. Jakakolwiek próba ugotowania czegoś samemu to kilogram piachu w ustach. My to nawet przestaliśmy wytrzepywać piach z namiotu i karimaty. Mimo zamkniętej moskitiery. Gwiazd też nie było jakichś niesamowitych. Nocleg na pustyni pod namiotem brzmi kozacko, ale w praktyce to są przyjemniejsze miejsca na camping J Ale nocleg na pustyni ma 2 niesamowite zalety – wschód i zachód na pustyni.
To są najbardziej magiczne chwile. Wschód słońca na Saharze, zachód słońca na Wadi Rum, wschód słońca na Wahiba Sands.
Sami byśmy tego miejsca pewnie nie znaleźli, ale na pewno byśmy tam dojechali (jazda nie była taka ciężka).
Najważniejsze, że zdążyliśmy na zachód słońca… Wieczór faktycznie był chłodny. Wiało, ale dało się wbić szpilki, żeby tropik nie łomotał. I faktycznie piach jest był wszędzie. Dobrze, że się tego spodziewaliśmy i oszamaliśmy w knajpie. Jakakolwiek próba ugotowania czegoś samemu to kilogram piachu w ustach. My to nawet przestaliśmy wytrzepywać piach z namiotu i karimaty. Mimo zamkniętej moskitiery. Gwiazd też nie było jakichś niesamowitych. Nocleg na pustyni pod namiotem brzmi kozacko, ale w praktyce to są przyjemniejsze miejsca na camping J Ale nocleg na pustyni ma 2 niesamowite zalety – wschód i zachód na pustyni.
To są najbardziej magiczne chwile. Wschód słońca na Saharze, zachód słońca na Wadi Rum, wschód słońca na Wahiba Sands.
Jak smakuje dunebashing? Co to jest ten wadi? Jak żółwie jaja niosą? TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz