Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Wahiba Sands - (nie)magiczny nocleg na pustyni


Następny dzień - a jakże – był mocno zaplanowany. Tzn w sumie naszym głównym celem było dostać się na pustynię Wahiba Sands, to jest 320km i 4,5h jazdy. Ale ileśmy się nagadali, zagłówkowali co po drodze zrobić. Główne dyskusje dotyczyły tego, czy jechać na dno kanionu Wadi Ghul. To ten sam, który oglądaliśmy z góry. Finalnie wjechaliśmy do środka.


W sumie bez planu dojechania do końca, bo staliśmy krucho z czasem, ale po prostu się przejechać super ciekawą i jak dla mnie wymagającą drogą offroad. 
Bo jedzie się dnem kanionu, mega wąsko (2 auta się nie miną, tam 1 auto się ledwo mieściło momentami). Po wielkich kamieniach, sporo otoczaków, że auto prawie grzęzło w kamieniach. Do tego sporo jazdy po pozostałościach rzeki. Kilkoro blogerów pisało, że nie wjechali do Wadi Ghul, bo wody było za dużo, więc mieliśmy sporo szczęścia. Ale jak wjeżdżałem w takie rozlewisko i miałem tam pokonać zakręt (nie widziałem końca rozlewiska), to trochę się spociłem. Generalnie wolno, ale cisnęliśmy do przodu. A pchało nas jedno. Że przed nami jechał lokalny pickup z 5 dzieciaków na pace (stary chyba robił im kulig), więc uznaliśmy, że chyba też damy radę J ściany kanionu robiły się coraz stromsze, było coraz ładniej i coraz trudniej. Po ujechaniu 4 z 7 km trasy, uznaliśmy, że starczy i trzeba wracać, bo nam zabraknie tych 2 godzin. A, bo zapomniałem wspomnieć, że te 4km jechaliśmy ok 40 min. Mega żałowaliśmy, że nie dojechaliśmy do końca i że nie spędziliśmy w Wadi Ghul połowy dnia. 
Ale takie są skutki jak się jedzie do Omanu na tydzień zamiast na 2 tygodnie…

Drugim postojem był wspomniany wcześniej fort w Bahla. Sam fort bardzo fotogeniczny. Surowizna, bo w środku w salach nie ma totalnie nic, puste pomieszczenia. Do tego skwar z nieba. Lepiej wygląda na zdjęciach, niż urzeka, ale Oman słynie z fortów, są ich tam setki. Więc wypadało wejść do jakiegoś J 
No i największa zaleta Fortu Bahla (oprócz niskiej ceny za wejście) – łazienka, wielka, pusta i czysta! Po 2 nocach pod namiotem była wskazana. Na spontanie i bez ręczników wykąpaliśmy się, nawet umyliśmy głowy. Nieźle jak na bidetówkę w toalecie :)

Trzeci postój to taki w pośpiechu, Birkat al Mouz. Okolice Sayt, bananowej potęgi Omanu. Tam ich sporo rośnie, jest zielono i zaskakująco chłodno. Birkat to miasto pośród gajów palmowych. Dodatkowo stara, opuszczona część miasta jest na zboczu i wyraźnie wychodzi ponad palmy. 
To samo co z Wadi Ghul. Zabrakło czasu, żeby tam się powłóczyć między palmami, w cieniu. Wejść na opuszczone miasto. A nam starczyło czasu na wjechanie na wzgórze z super widokiem, ale na miasto już nie. Dobre i tyle, bo wzgórze to żaden punkt widokowy, tylko górka ze stacją transformatorową i jakimiś antenami.

Czwartego postoju już nie było, czwarty postój to Bidiyah, czyli wrota do pustyni Wahiba Sands. Na samą pustynię można wjechać też z okolicznych miasteczek, ale główne to Bidiyah. Nasz plan był taki, żeby zanocować pod naszymi namiotami i wjechać tam naszym samochodem. Nie chcieliśmy korzystać z żadnych campów. Po 1 kosztują bardzo dużo (ok 250 zł od osoby), po 2 po to bierzemy namioty, żeby pod nimi spać, a po 3 to fajna przygoda. Trochę się baliśmy jazdy po pustyni, bo choć jest tam kilka dróg twardych (choć wciąż piaszczystych), gdzie zakopanie nam nie grozi. Ale już zjechać w bok, żeby rozbić namiot, to trzeba bardziej uważać. Powtarzaliśmy sobie, że bez dziecka i mając pół dnia przed sobą, to byśmy cisnęli, YOLO. Ale z dzieckiem to nie chcemy ryzykować. Nazywajmy rzeczy po imieniu - wydygaliśmy. Dlatego założyliśmy, że zgarniemy w Bidiyah jakiegoś miejscowego, który nas poprowadzi swoim autem, jakby co wyciągnie z piachu i przede wszystkim wskaże jakąś miejscówkę na nocleg. Podobno o to się nie trzeba martwić w Bidiyah, bo przewodnicy, naganiacze i inni biznesmeni sami cię znajdą. Tak się stało z nami, daliśmy się znaleźć J Zagadał nas typ w knajpie podczas obiadu. Obstawiam, że zadzwonili po niego z obsługi. Jak rzucił kwotę, to mało nie zemdlałem. Chciał 25 OMR za eskortę i 50 OMR za dunebashing (jazda jego autem po wydmach, polecana impreza). Stanęło na 52 OMR za wszystko (520 zł). I tak uważam, że opór dużo jak za 30 min eskorty i 60 min jazdy po wydmach. Przed wjazdem na pustynię trzeba też spuścić ciśnienie w kołach.

Czy warto było brać typa? Tak, dla spokoju ducha i dla wskazania nam miejsca z dala od drogi, z dala od campów (był jeden widoczny na horyzoncie), blisko pięknych wydm. 
Sami byśmy tego miejsca pewnie nie znaleźli, ale na pewno byśmy tam dojechali (jazda nie była taka ciężka). 
Najważniejsze, że zdążyliśmy na zachód słońca… Wieczór faktycznie był chłodny. Wiało, ale dało się wbić szpilki, żeby tropik nie łomotał. I faktycznie piach jest był wszędzie. Dobrze, że się tego spodziewaliśmy i oszamaliśmy w knajpie. Jakakolwiek próba ugotowania czegoś samemu to kilogram piachu w ustach. My to nawet przestaliśmy wytrzepywać piach z namiotu i karimaty. Mimo zamkniętej moskitiery. Gwiazd też nie było jakichś niesamowitych. Nocleg na pustyni pod namiotem brzmi kozacko, ale w praktyce to są przyjemniejsze miejsca na camping J Ale nocleg na pustyni ma 2 niesamowite zalety – wschód i zachód na pustyni. 
To są najbardziej magiczne chwile. Wschód słońca na Saharze, zachód słońca na Wadi Rum, wschód słońca na Wahiba Sands.


Jak smakuje dunebashing? Co to jest ten wadi? Jak żółwie jaja niosą? TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz