Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Tajemnica Moai czyli Wyspa Wielkanocna

Wyspa Wielkanocna.
Gabor: Ty, a nie marzylas kiedyś, żeby pojechać na wyspę Wielkanocna i zobaczyć te posągi?
Monika: Nie marzyłam, bo to dla mnie było miejsce z filmów przyrodniczych i nie marzyłam o takich miejscach.


Wyspa Wielkanocna jest częścią wysp polinezyjskich, razem z Hawajami i Nowa Zelandia. Spory rozstrzal. Słynne z posagow Moai i z tego, że nikt nie wie jak to jest możliwe, żeby je robić, transportować i stawiać w dawnych czasach na jakimś zadupiu 2 tys km od kontynentu, bez technologii. Oprócz tego na wyspie nie ma żadnej przyrody (może oprócz małych, starych wulkanów) i żadnej zwierzyny, wyspa po obwodzie ma że 40km, jest jedna droga wokół wyspy, da się ją objechać w godzinę. Żadnej architektury, w sumie brak plaż, brak raf koralowych. W dodatku jest to mega daleko (5h lotu do najbliższego lotniska), bilety są drogie, są tylko 2 samoloty dziennie, na miejscu jest mega drogo. Brzmi super zachęcająco? A jednak jest to marzenie bardzo wielu osób. Jeden z bardziej sexy punktów naszego wyjazdu.

Jak się dostać? Nie ma zbyt wielu możliwości :) linia Latam z Santiago. Bilety kupowane na hiszpańskiej wersji strony są o 40% tańsze niż po angielsku! 2 loty dziennie.
Na miejscu jest 1 miasto. Na wyspie nie mogą kupować ziemi nawet chilijczycy z kontynentu, nie mogą też się tam sprowadzać bez więzów rodzinnych. Ogolnie Rapa Nui wprowadzilo ostre obostrzenia. Są częścią Chile, ale mają jakieś bardzo duże prawa i niezależność. Ciężki ich los. Z jednej strony muszą być pod Chile, bo nie mają zasobów, są w pełni zależnie od dostaw z kontynentu. Z drugiej strony Chile miało ich tak mocno w dupie, że w XX wieku rząd Chile zebrał wszystkich mieszkańców Rapa Nui w jedno miejsce wyspy, a cała resztę wyspy wynajął irlandzkiej firmie produkującej wełnę z owiec. Ci przywieźli tysiące owiec i je tam...wypasali. Udało się ich wygonic dopiero w 1950 roku. No umówmy się, mieszkańcy Rapa Nui mogą czuć lekki żal do rządu Chile :D

To ta historia najnowsza. A jaka kosmiczna jest historia starożytna. To jest chyba największy magnes tej wyspy. Mistycyzm. Ze nikt nie wie co tam się dzialo. Ze jak to możliwe, że ludzie prymitywni byli w stanie produkować posągi, które dochodziły do 10 metrów i 80 ton wagi. W dodatku robili je w 1 wulkanie. W dodatku robili im takie a la czapki (tak naprawdę to imitacja ich tradycyjnego upiecia włosów), które również produkował w 1 miejscu na wyspie. I to nie był też sam wulkan :) W dodatku transportowali je w niewiadomy sposób po kilkadziesiąt kilometrów. W dodatku stawiali je w niewiadomy sposob.
Podsumujmy: Jest tam VII wiek. Produkują Moai, który waży 60 ton i ma 8 metrów w miejscu A. Jego czapkę, która waży 5 ton produkują w miejscu B. Transportuja to 20 km do miejsca C. Stawiają go, a dodatku zakładają na wysokość tych 8 metrów czapkę. No mózg rozjebany!


Druga zagadka tej wyspy to jest degradacja przyrody. Tam nie ma drzew (no teraz już są jakieś pojedyncze). Ale to była kiedyś wyspa tropikalna, z lasami, palmami. I co tam się wydarzyło, że wyspa została tak zdegradowana przez jej mieszkańców? Jedna z teorii głosi, że wycieli wszystko w pień do celów transportowych Moai, toczyli je po ściętych palmach. No ale jak to możliwe, że społeczność jest w stanie tak nasrac do swojego gniazda i pozbyć się drzew? To już krótka piłka to zagłady.

Historia wyspy w pigułce. Przybył tam Hotu Mata, założył osadę, potem podzielił wyspę mieszy synów na klany. Produkowali Moai jako symbole kultu lub jako rzeźby ważnych członków klanow, taka trochę quasi religia. Potem przyszla plaga, nie wiadomo do końca czy przez białych ludzi i choroby czy przez walki wewnętrzne. W każdym razie zaczęli się tluc między klanami (przypominam, na wyspie wielkości Bielan i Bemowa). Weszła nowa religia, kult człowieka ptaka. A ludzie w obliczu zagłady wyspy tak obrazili się na Moai, że poprzewracali wszystkie posągi twarzą do ziemi. Potem nadszedł biały człowiek... Smutna historia samozaglady zamkniętego społeczeństwa.

Ciekawostka jest, że Brytyjczycy z jednego z wypadów zabrali pamiątkę w postaci Moai, który stoi teraz w Londynie w Muzeum Narodowym. Wybrali akurat takiego ładnego, z petroglifami, znawcy sztuki. Podobno Rapa Nui wystosowalo niedawno prośbę o zwrot, ale Anglicy nie opowiedzieli :)

Z posogow bije jakąś magia, taki spokój, ale i niepokój. Można siedzieć godzinę i się na nie patrzyć. A fajne jest też to, że one są wkomponowane w wyspę. Oczywiście to są dla mieszkanow święte figury, ganiaja turystów za pochodzenie, ale z drugiej strony a to jakiś Moai stoi nagle w porcie koło baru, a to drugi stoi na prywatnej działce :) ciekawa sprawa z ich stawianiem, tych wywroconych. Bo takich stojących to mają pewnie koło ok 70. Leżących na japie pewnie ok 300. W sumie na wyspie jest podobno (policzone) ok 850 Moai. Szczerze mówiąc to mogliby kilku jeszcze postawić. Bądźmy szczerzy. Przeciętnego turystę (to my) interesują te stojące. Stawiając jeszcze kilku robią z 5 miejscówek must see np 8 must see :P Jedyny leżący co zapadl mi w pamiec to największy na wyspie, ten 9 metrowy, 80 ton, bo to był typ, którego najdalej przetransportowano z wulkanu. Inne leżące to kupa kamieni.



Tyle o historii, a jak wyglądało tam nasze życie? Spędziliśmy tam 5 dni. Nocleg 200 zł dzień za domek z kuchnią. Camping z gotowym namiotem kosztuje ok 150zl. To był jeden z tańszych noclegów. Zwiedzać można rowerem, autem, stopem, wycieczka. Z dzieckiem odpada rower, wycieczka. Wynajelismy auto na 2 dni. Na miescie kosztuje ok 70 dolarów za dzień za 4x4. My wzięliśmy od naszego gospodarza jakiegoś rzecha za 40 dolarów. Żarcie na wyspie jest drogie. Ale z pomocą przychodzi linia lotnicza, która w cenie biletu daje na pasażera 2x23kg bagażu!  Mogliśmy tam zabrać 115kg bagażu. Sporo :) nie rozumiem tej polityki, powinni robić na odwrót, żeby kupować na miejscu i wspierać mieszkańców. Jak przeczytałem na jednym z blogów "skoro dotarłem na Wyspę Wielkanocna, to już świadczy, że na biednego nie trafiło"... Dlatego nakupilismy jedzenia w Santiago i gotowaliamy sami. Obstawiam oszczędności na ok 700 zł na tych 5 dniach :)

Na wejściu trzeba kupić wstęp do Parku wyspy, a cała wyspa jest parkiem. Taka wiza. 80 dolarow za osobę. Ale za to dostaje się fajna mapę :)
Nie ma co opisywać miejscówek, bo komuś kto tam się nie wybiera, to i tak nic nie powie. A ktoś kto tam pojedzie i tak objedzie cała wyspę i zaliczy wszystkie miejscówki po kolei :) takie must see dla nas to miejsca, gdzie postawili do pionu Moai, czyli Anakena, Tongariki, Tahai, Ahu Akivi, Rano Raraku czy Orongo. W pośpiechu starczy 1 długi i szybki dzień. Na luzaku 2 dni + 1 dzień na dłuższy spacer. My zaliczylismy też nurkowanie. Najpopularniejsza miejscówka nurkowa to zatopiony Moai. Ale okazało się, jest jest sztuczny, bo z cementu. I jest tam zatopiony dla nurków. Nie zobaczyliśmy go, bo zamknięto port dla lodek, tak wiało. Nurkowalismy na Ovahe.

Z innych ciekawostek, to wyspę zamieszkuje chyba więcej psów niż ludzi. Mile, nie odstepuja cię na krok. Ale jak są w kupie i wejdziesz na ich teren albo coś im odbije to ło panie, jest grubo. Mnie raz zaatakowała taka zgraja, pewnie ok 6-7, robiło się gorąco. Na szczęście jacyś miejscowi je odpedzili.

Pogoda na Rapa Nui jest kapryśna. My byliśmy w zimie, ale wg historycznych danych sierpień to jeden z suchszych miesięcy. U nas padało codziennie, wiatr urywal głowę. Nie było prądu na wyspie przez 2 z 5 dni. To był mały problem, bo po zmianie strefy czasowej Jagna wstała o 5 rano, wschód był o 7:30. Więc 2.5h siedzieliśmy przy świetle telefonu i się bawiliśmy :)

Wyspa nas kupiła. Kupiła nas jej tajemniczosc, kupiła nas jej historia, kupiły nas Moai. Kupił nas surowy krajobraz. Dla mnie to taka mała Islandia. Z jedyna różnica. Na Islandię wrócimy niebawem po raz kolejny, na Rapa Nui już pewnie nie zawitamy. Ale zostanie u nas w pamięci na pewno.


Dodatkowo na wyspie miało miejsce bardzo ważne dla nas wydarzenie. Jagna skończyła rok. Rok, który wywrócił nasz świat. Rok, którego nie zamienilibyśmy na nic innego. Teraz już wędrujemy we trójkę.

A tort oczywiście przywieziony z Santiago :P zresztą świeczki zdmuchnął wiatr, a Jagna nie jadła tortu, bo z cukrem. Janusze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz