Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Sardynia z dziećmi pod namiotem - praktycznie

Sardynia. Z namiotem. Z dzieciakami. 

#namiot, #camping, #podróż z dziećmi, #noworodek

Wyjazd z 4 miesięcznym dzieckiem? Pewnie. Namiot z dwójką dzieci? Super. Sardynia? Też bomba.
To połączmy, będzie wesoło :) I tak też było. Fajnie, ciepło, wakacyjnie i rodzinnie.


Fajna wyspa, akuratny rozmiar wyspy, dobra pogoda, dobra infrastruktura, piękne plaże, góry, super
kuchnia. Sardynia sama w sobie nie jest wyzwaniem. Wyzwaniem może być co najwyżej jak tam nie
popłynąć z hajsem oraz zmieścić dużo miejsc w krótkim czasie.


Relacji z Sardynii jest dużo. Info o miejscówkach też, więc postaram się raczej pisać o praktycznych
aspektach i małych rzeczach, które sprawiają, że wyjazd na Sardynię jest przyjemny dla ducha i
portfela :) Czyli będzie o tym:

  1. Kiedy jechać?
  2. Gdzie spać?
  3. Jak jeździć, żeby nie płacić mandatów?
  4. Co rezerwować wcześniej, żeby nie pocałować klamki?
  5. Jak ogarnąć życie z dzieciakami w podróży?


Kiedy jechać?

Najwyższy sezon to lipiec i siepień. A najwyższy z najwyższych to sierpień. Wtedy podobno na Sardynii jest szaleństwo. Liczba ludzi, kwatery kosztują od 90-100e, na campingach podobno namiot gdzieś wciśniesz, ale kampera niekoniecznie (info z campingu). Ceny aut są 2-3 krotnie wyższe niż we wrześniu (nie porównuję zimy do lata, a sierpień do września!). Terminy rezerwacji na plaże La Pelosa
czy Cala Gorolitze na tydzień do przodu. Madness. Znam kogoś kto był i potwierdza. Osobiście nie jechałbym w lipcu ani w sierpniu. Wrzesień polecam, pewnie i na październik bym się skusił.

Gdzie spać?

Wspominałem o tym, że 2 ważne czynniki na Sardynii to jak nie zbankrutować i jak zobaczyć
maksymalnie dużo. W związku z tym my rozważaliśmy 3 opcje wyjazdu:
- Kwatery
- Kamper
- Namiot
Bez Tytusa wiadomix – namiot bez zastanowienia. 


Ale pierwszy wyjazd w 4kę, w dodatku pierwszy wyjazd Tytusa. No Monika nie była zachwycona namiotem. Ale po kolei :)
  • Temat kwater udało się szybko odrzucić, bo kwatery na 1 dzień to po pierwsze wysokie koszty (dla nas to by było na Sardynii we wrześniu ok 80e/rodzinę). Po drugie to jest i tak codziennie pakowanie i rozpakowywanie. Po trzecie (wtedy o tym nie myślałem, teraz wiem) parking w miastach! Zmora Sardynii.
  • Temat kampera był długo aktualny. Bo masz swój dom, bo nie musisz się aż tak pakować, bo masz kuchenkę, prąd, wodę. Niby fajnie. Ale potem zdałem sobie sprawę z minusów. Dymaj dookoła górzystej wyspy w takiej kolumbrynie, po serpentynach. Wolno, mało przyjemnie. Parkuj przy plażach, parkuj w miasteczkach, podjedź do sklepu. Ja miałem problemy z parkowaniem kombii… Z pakowaniem i rozpakowywaniem się też nie jest tak różowo, bo my z dzieciakami robi taki burdel wokół siebie, że codziennie na koniec dnia i tak by trzeba było wszystko przewrócić do góry nogami. Kampery na Sardynii były dosyć małe, jak rozłożysz łóżka, to zabierasz większość powierzchni kampera.
A czy kamper jest tani? W wypożyczalniach jest drogi (ok 200e/dzień). Jest stronka (www.yescarpa.com), gdzie lokalsi wynajmują swoje kampery, większość ma 139 lat, ale są dosyć tanie. Mniej więcej ceny we wrześniu od 80e do 150e/dzień. Niby spoko. Ale na Sardynii jest zakaz rozbijania się na dziko. Więc albo się rozbijasz na dziko i ryzykujesz nalotem Carabinieri w nocy i mandatem (to się zdarza dosyć często, poczytałem forum kamperowiczów) albo płacisz dodatkowo za camping (we wrześniu ok 40e/rodzinę z kamperem). Czyli robi się drogo (100e+40e) i ma to sporo minusów. Kiedyś wypróbujemy, ale nie Sardynia.

  • No to namiot, ihaaaa! To co tygrysy lubią najbardziej. No prawie, bo na Sardynii jest zakaz na dziko, więc trzeba korzystać z campingów (ok 30e/rodzina z namiotem). Ale wtedy jest tanio, jeździsz żwawą osobówką, a nie wielkim kamperem, spędzasz cały dzień na powietrzu, nie martwisz się parkowaniem, zlewaniem brudnej wody, czystej wody, prądem. Im mniej masz (namiot), tym mniej zmartwień :D I wbrew pozorom da się spakować sprzęt dla rodziny w 1 plecak. Ale warto przejrzeć i ew wymienić sprzęt na nowszy, bo zajmuje naprawdę mało, mało miejsca w bagażu! My w 1 bagaż rejestrowalny wsadziliśmy namiot, maty, spiwory, kuchenkę, koc turystyczny, kubki i jeszcze sporo innych rzeczy. A do tego jeszcze tam doczepiliśmy nosidło turystyczne.




Co do miejscówek pod namiot na Sardynii, to jest tego sporo. Campingi są małymi miasteczkami. Każdy odwiedzony miał cień, sporo miejsca, sanitariaty w dużej ilości i czyste, prąd, ciepłą wodę, restauracje, bar. Dodatkowo część ma baseny, korty, boiska, animacje dla dzieci. Dodatkowo Nurapolis miał bezpośrednie wyjście na plaże (200m). My spędziliśmy 5 z 7 nocy pod namiotem, odwiedziliśmy 4 campingi (Nurapolis niedaleko Bosa i płw Sinis, Madallena, Cala Gonone i Su Porteddu koło Cala Gorolitze). Wszystkie godne polecenia, choć Su Porteddu raczej nie jest campingiem na tygodniowy biwak, a miejscówką z dobrym wyjściem na Cala Gorolitze.

Jak jeździć, żeby nie płacić mandatów?

Gór jest sporo, drogi są naprawdę kręte. Ale mają też fotoradary. Szczególnie na drogach 2 pasmowych często widać znaki ostrzegające przed kontrolą prędkości. Mi się wydaje (nie wiem, wydaje mi się!), że żadnego radaru nie widziałem. Ale pewnie się mylę, bo babka w wypożyczalni mówiła, że mają i to sporo. Dla pewności każdy znak o kontroli prędkości to noga z gazu.


Parkowanie! No nie jest lekko… To że mają linie (biała – możesz parkować, niebieska – parkometry, żółta – mandat) to logiczne. To że są parkometry przy niektórych plażach, to też do przewidzenia. Ale te mandaty naprawdę wlepiają! Praktycznie w większości miejsc przy jakichś atrakcjach widzieliśmy mandaty za szybami albo policję w akcji. W wielu miejscach jest zakaz parkowania, a auta stoją upchnięte poza drogą. Wciśnięte w krzaki, kamienie, mur, cokolwiek. Przeczytałem przed wyjazdem na jakimś blogu, że żadne z kół nie może być na jezdni i przekraczać linii drogi. I tego się trzymaliśmy. Na Madallena widzieliśmy rząd zaparkowanych aut wzdłuż drogi. Nikomu nie wadziły, bo to był koniec wyspy. Ale każde auto, które miało koło na jezdni, miało też mandat za szybą. Te co zaparkowały kilka cm głebiej i nie dotykały linii, bez mandatu. Nie wpadłbym na to sam, bo w PL to parkujemy tyle o ile, coś tam wystaje, coś tam dotyka linii, ale jak większość auta schowana to obleci. Tam nie obleci :) I najlepszy widoki dotyczący parkowania – patrzę, a typ z typiarą szarpią się z jakimś motorem. Myślę „no pewnie odpalić nie mogą“. Podchodzę bliżej, a ci przestawiali motor, bo się zmieścić nie mogli. Tam parkowanie na styk, to znaczy faktyczny styk. Polecam ubezpieczenie dodatkowe, bo ty nie przyrysujesz auta, ale Tobie przyrysują.


Co rezerwować wcześniej, żeby nie pocałować klamki?

My mamy zawsze z tym problem – rezerwowanie z wyprzedzeniem. No bo jak zarezerwować z tygodniowym wyprzedzeniem wizytę na plaży La Pelosa, skoro ja nawet nie mam noclegów zarezerwowanych. Gdzieś nam się spodoba i co? Gnać, bo rezerwacja? Niemniej jest kilka rzeczy, które na Sardynii trzeba zarezerwować z wyprzedzeniem. I tu zaskoczenie! To są najchętniej odwiedzane miejsca, które każdy ma na shortlist. Rezerwujemy przez neta:

- Plaża La Pelosa (3,5e), terminy w lipcu na tydzień do przodu. We wrześniu na 3 dni do przodu. Limit 300 osób. Hajs idzie na utrzymanie tej plaży i innych w regionie. Dzięki ograniczeniu liczby osób udało się ją uratować po degradacji sprzed kilku lat. My to kupujemy, ale może jesteśmy po prostu naiwni.

- Cala Gorolitze – podobnie jak La Pelosa, limit i rezerwacje mają chronić plażę przed zadeptaniem. 5e, my nie ogarnęliśmy i na szczęście byliśmy rano, więc kupiliśmy bilet „na bramkach“.

- Grota Neptuna – rezerwacja za friko, rezerwujesz godzinę wejścia na schody, a nie godzinę wizyty w jaskinii. Do jaskinii wchodzisz z marszu, tam kupujesz bilety (wycieczki z przewodnikiem). Bardzo wątpię, żeby weryfikowali to czy masz rezerwację. Po prostu jak będzie za dużo osób, to nie wejdziesz na godzinę X, tylko z kolejną grupą. 

Z miejsc rezerwowanych nam się nie udało wejśc na La Pelosa (ale bez jaj, nie będziemy ustawiać planu wyjazdu pod 1 plażę). Udało się wejść na Cala Gorolitze (ale bez rezerwacji). Nie udało się wejść do Groty Neptuna (mimo rezerwacji, awaria prądu), pocałowaliśmy klamkę.  

Czyli teza, że nie ogarniamy rezerwacji się potwierdza. Nie ogarniamy. 


Jak ogarnąć życie z dzieciakami?

To nie oksymoron? Ogarniać życie z dzieciakami? Ale kilka rzeczy, których my się nauczyliśmy podróżując z dzieckami:

- Podróżowanie z dziećmi jest inne. Często słyszę, że gorsze. No my stoimy na stanowisku, że "inne" :) Nie pociśniesz jak z dorosłymi. Sam o tym czasem zapominam i robię zbyt szybki, napięty plan. Na szczęście Monika czuwa i mnie przywołuje do porządku.



- Jedzenie. Dla nas największe wyzwanie. Na Sardynii (to samo w Portugalii, Hiszpanii) wielkim wyzwaniem była sjesta. Kuchnie zamykają się o 12, otwierają o 19. A my obiad jemy 14-15. I problem… Dorosły zje batona, bułkę i happy. Ew się przegłodzi. Ale dla dziecka jednak zawsze mamy przekąski na dzień, owoce, jogurt. Na Sardynii kupowaliśmy też garmażerkę i było na obiad na kocyku na zimno. Ew mamy też kuchenkę, gdzie można zrobić na byle ławce makaron z pesto. Jedzenie to dla nas największe wyzwanie przy podróżach z dziećmi.

#pornfood, bez zdjęcia żarcia nie ma wyjazdu

- Bilety lotnicze. 95% linii jest normalna, dziecko do 2 roku życia ma bilet za darmo lub płaci jakieś grosze. Wyjątki – Ryanair i Wizzair. U nich jest ryczałt za dziecko i to spory jak na lowcosty – ok 130 zł. Dlatego latać z dziećmi póki małe, najlepiej daleko! Taniej już nie będzie.

- Bagaż dziecięcy – dziecko ma w cenie biletu na ogół 2 dodatkowe rzeczy do wyboru – fotelik samochodowy, wózek lub kołyskę. A taniej wziąć swój fotelik niż wypożyczać na miejscu (chyba, że masz jakiś wybajerzony i szkoda go ciorać po świecie). Dodatkowo dzieci mają taki limit bagażu jak dorośli (np plecak podręczny w cenie). Więc tego miejsca robi się sporo. My kupując 1 bagaż rejestrowalny lecieliśmy jak Cyganie na odpust – duży plecak, nosidło, fotelik samochodowy, wózek, 3 plecaki i plecaczek dla Jagny. Dobrze, że nie mamy dodatkowych pleców ani rąk, bo korciłoby, żeby jeszcze coś zabrać.

 Jak Cyganie na odpust

- Nosidło turystyczne – niewygodny klamot, duży; my spinamy pasami transportowymi z głównym bagażem i nadajemy jako 1 bagaż. Dzięki temu jesteśmy w stanie polecieć na tydzień pod namiot z wózkiem, fotelikiem na wykupionym 1 bagażu rejestrowalnym. Niby niewielkie oszczędności, ale grosz do grosza :) Poza tym my mamy pejsy. Nawet jakby te 150 zł nie robiło nam różnicy to i tak dla zasady wciskalibyśmy się w ten 1 bagaż.

- Ubrania można…prać. Naprawdę w większości miejsc znajdziesz pralnię/pralkę, a zawsze można przeprać w ręku. Wiem, nie każdy jedzie na wakacje po to, żeby prać gacie zamiast pić piwo wieczorem. Też spoko :)

- Ubezpieczenie turystyczne – dla nas minimum to ubezpieczenie na dzieci. Kosztuje niewiele (ok 100 PLN tydzień), a oszczędza nerwów. Ew jest też darmowa karta EKUZ, korzystamy jak jedziemy w Europę.

- Podstawowe leki mamy ze sobą (przynajmniej na 1-2 dni, potem odwiedzimy aptekę). Ale na sraczkę, rzygi, rany czy kolorowy plasterek warto mieć. Choroba u dziecka rozwija się tak szybko, że kładzie się zdrowe, wstaje chore.

- Zabawki. Minimum. Dziecko potrzebuje Twojego czasu i atencji, a nie zabawek. My na Sardynii nawet nie wyjęliśmy zabawek z bagażu :) Dziecięca książka jest cenniejsza niż tablet. A Tytus jeszcze się bawi tak samo dobrze pluszakiem jak reklamówką, pustą butelką czy sznurkiem.


Na pewno wiemy, czego nie ogarniamy. Na pewno nie ogarniamy zdjęć selfie, za dużo nas.


 na razie jesteśmy na etapie obcinania Tytusa :)

Sardynie też da się odwiedzić znośnym kosztem. Tzn nie ukrywajmy, nie jest to tania wyspa. Dodatkowo mamy jeden, a w sumie dwa czynniki zwiększające koszty wyjazdu – dzieciaki. Jak pisałem wcześniej, taniej nie będzie. Dodatkowe bilety, auto na miejscu zamiast autobusów, kwatera raz na jakiś czas, normalne jedzenie, a nie bułka z bananem, wolniejsze zwiedzanie = więcej dni na miejscu = więcej $.

Finalnie poszło nam ok 7000zł na rodzinę. W tym na bilety ok 1300zł, auto ok 2000zł, paliwo ok 500zł, kwatery ok 700zł (w sumie 2 noce), campingi ok 550zł (w sumie 5 nocy). Reszta (ok 2000zł) to szama, wejściówki, życie. Mogę uwierzyć, że łatwo da się wydać 2 tyle na tydzień na rodzinę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz