Sardynia naszym tropem
Sardynii nie ma sensu opisywać miejsce po miejscu. Pisać po raz 47 o tym, że Bosa jest ładna i kolorowa. Albo że do Groty Neptuna mozna zejść po schodach lub popłynać łódką. Albo że na Madallena możesz się dostać promem (a jak masz się inaczej dostać na wyspę, tramwajem?). Albo że na plażę trzeba wziąć ręcznik czy krem do opalania (to moje ulubione porady z blogów). Jest tego multum w necie. Dlatego ja opiszę regionami i skrótowo.
Południe i centrum:
-
Cagliari – odpuściliśmy, bo to
miasto. Więc zebraliśmy auto i w drogę.
-
Polecają w necie Villasimus
(półwysep), Pula (ruiny fenickie) – odpuściliśmy.
Centrum:
-
Su Nuraxi di Barumini – największy
i najpopularnieszy nurag na wyspie (takie domki w kształcie kopca z kamieni).
Fajnie posłuchać, ale to wciąż jest chodzenie po kamieniach. Za to koło nuragów
w Barumi da się usłyszeć takie wycie. Myślimy co to może być, Monika mówi, że
pewnie wiatr. Okazało się, że to…okoliczny park dinozaurów J
-
Orgonsolo – miasteczko całe w
graffiti opisującym ważne wydarzenia z życia Włoch (graffiti polityczne). Nie
byliśmy podobno spoko, ale wszystko po włosku.
Zachód:
-
Półwysep Sinis – ładny, sporo
plaż, ciekawostka to występowanie tam plaż kwarcowych. Są też campingi. Fajny
spacer na koniec półwyspu. Koniecznie San Salvatore, miasteczko rodem z
minionych wieków.
-
Bosa – ładnie na spacer. My
pobawiliśmy się w chowanego w wąskich uliczkach z Jagną J Obok Bosa ciekawa plaża w kształcie basenu Cane Malu
-
Trasa nadmorska Bosa-Alghero –
super widoki, średnia prędkość nasza to chyba 30km/h, bo podziwialiśmy to co za
oknem.
-
Alghero – ładnie, ale to wciąż
miasto. I to miasto, gdzie zaparkownie graniczy z cudem. Monika zamówiła tam
danie roku. Miało być spagetti with tuna and eggs. Dostał suchy makaron z jakąś
przyprawą. Pytam typa what the fuck, gdzie eggs?! Mówi, że to ten proszek.
Okazało się, że danie było spagetti with tuna eggs. A tuna eggs suszą,
proszkują i potem jest ten proszek. Nie ma to jak zjeść pół kilo suchego
makaronu.
-
Grota Neptuna – ok 45 min jazdy od
Alghero, nie weszliśmy, bo była awaria prądu. Ale widoki na tym półwyspie
zrekompensowały. Polecam sprawdzić fanpage Groty przed samym ruszeniem tam, piszą o tym czy są otwarci
czy zamknięci. My nie sprawdziliśmy…
-
Argientiera – stare miasteczko po
kopalni srebra. Teraz wymarłe. Nie dotarliśmy
-
La Pelosa – europejskie malediwy. Wjazd
płatny, rezerwacje. Nie dotarliśmy, bo nie było miejsc.
Północ:
-
Archipelag La Madallena – warto, warto.
Prom ok 40e w sumie w obydwie strony. Wybór plaż duży, widoki super. Obok głównej
wyspy jest wyspa Cabrera (wyspy są połączone groblą), wyspa jest niezamieszkała,
plaże są trudniej dostępne (ale jeszcze ładniejsze niż na Madallena).
-
Capo Testa – księżycowy krajobraz.
Na samym końcu „Dolina księżycowa“. Widoki to jedno. A drugie to wioska
hipisów. Namioty porozbijane po skałach, golasy dookoła. Dodatkowo kilka plaż.
W tej okolicy są 2 ciekawe punkty – latarnia (spacer ok 500m) oraz ta Dolina
Księżycowa i plaża o tej samej nazwie (spacer ok 1,5km w 1 stronę). Tylko
problem jest taki, że te 2 punkty nie są połączone jakimś rozsądnym szlakiem.
Dojście wg mapy to bardzo bardzo na około. Więc my wpadliśmy na pomysł, że
pójdziemy na azymut, jakieś tam ścieżynki były wydeptane. Ścieżynek były
dziesiątki, a skrót zajął nam ok 45 min i był przez takie krzaczory, że
obydwoje wyszliśmy poharatani do krwi. Za to dzieci niedraśnięte J Jak głosi nasze powiedzenie wyjazdowe „dopóki dzieci są zadowolone, to
jest dobrze“.
-
Olbia i Wybrzeże Szmaragdowe –
najbardziej bananowa część Sardynii. Jachty, drogie hotele. Nie nasz świat,
odpuściliśmy.
Wschód:
Wisienka. Najbardziej wymagająca część, ale też najładniejsza. Kilka słów wstępu, bo ten wschód to nie jest
taki oczywisty. Sporo jest relacji, które pomijają wschód. Ale ci co piszą o wschodzie
piszą w samych superlatywach. Z 2 powodów – Gola di Gorropu oraz Cala
Gorolitze. Obydwa to trekkingi. Bez dzieciaków na plecach taki średnio-ciężki
poziom. Z dzieciakami na plecach sporo osób odradza, a ci to byli piszą, że
ciężko. No potwierdzam, ujebaliśmy się okrutnie tymi 2 dniami chodzenia. Ale
było warto. I pozostaje satysfakcja, że tam gdzie odradzają z dziećmi, my
doszliśmy. Początkowo planowaliśmy wybrać 1 z 2 szlaków. Finalnie zrobiliśmy
obydwa.
-
Gola di Gorropu– to opiszę
mocniej, bo nie umiałem znaleźć takiej piguły w necie i w efekcie pomyliliśmy
wejście do wąwozu – poszliśmy nie z tego punktu startowego, który planowałem.
2gi najglębszy wąwóz w Europie. Zwiedzasz z dna wąwozu (w przeciwieństwie do
Wadi Ghul w Omanie, gdzie można to zrobić z dna, z góry i z trasy zboczem).
Najpierw trzeba zrobić trekking do wejścia do wąwozu, potem krótki trekking w
samym wąwozie. 1wszy punkt startowy to bar Sa Barva. Trasa do wąwozu to 1:30h,
ok 6km. Jako tako płaska. 2gi to przełęcz Ghena Silana. Trasa do wąwozu to ok 1:15h,
ok 4km. Ale stromo. Przy tej trasie można skorzystać z jeepa, który oszczędzi
kawek drogi. Ale to też nie tak, że dowiezie ze startu do wąwozu (15e w 1
stronę). Po tym co poczytałem i przeszedłem, to polecam Sa Barwa.
W wąwozie jest 1 wejście. Płatne gotówką (3,5e). Trasa w środku też jest jedna. Dzieli się na kolory. Najpierw zielony (z dziećmi na plecach przeszliśmy), choć 2 razy trzeba było zdejmować nosidło, żeby się przecisnąć między skałami. Ok 500m, 20min w 1 stronę. Potem jest pomarańczowy, tam trzeba się już wspinać po skałach z liną, wdrapywać się na kamienie. Obsługa kanionu radzi, żeby iść dopóki czujesz, że dajesz radę. Generalnie im dalej, tym ciężej. Ostatni odcinek to czerwony, gdzie nie wpuszczają bez sprzętu alpinistycznego.
- Cala Gorolitze – plaża z okładki Lonely Planet. Wejście biletowane, trzeba rezerwować. Punkt startowy bar Su Porteddu. Trasa 3,5km. Ale 500m przewyższenia na odcinku 2,3km. No idzie się spocić. Warto. Warto popłynąć wpław do łuku skalnego (jak nie ma fal i czujesz się na siłach, bo to 200-300m wpław), można pod nim przepłynąć.
Monika skwitowała te 2 dni
chodzenia, że jakbyśmy to zrobili na początku wyjazdu, a nie na koniec, to by
mnie niestety musiała zabić. Mi noszenia tego starszego klocka nie ułatwiało
to, że w ramach zabawy Jagna znajdywała duchy na krzakach czy kamieniach. I z
każdym duchem musiała odbyć długą rozmowę. Zgadnijcie kto użyczał głosu duchom?
Tata. Więc szedłem z 18kg na plecach, w upale, pod górę i jeszcze rozmawiałem z
duchami. Szybko umówiliśmy się z Jagną, że tata rozmawia z duchami tylko jak
jest z górki. Bo jak idziemy pod górę, to tata dostanie zawału i musi
oszczędzać tlen J
-
Grotta di Ispinigoli – jaskinia,
zobaczylismy zamiast Groty Neptuna. Polecam, nie tak nadmuchana turystycznie,
tańsza, ładna. W okolicy jest też Grotta del Bue Marino. Taka zalana jaskinia.
Podobno fajna.
Nasz trasa (mało wyszukana) poniżej
Sardynia super. Czy tydzień był wystarczająco? Wolałbym 10 dni. Na pewno 3-4 dni to za mało na objechnie wyspy. Tzn objechać objedziesz. Bo ile jedzie się 1000km? :P Ale to wyjazd w aucie i zdjęcia zza szyby. U nas było 2-3h dziennie w samochodzie. I tak dużo, ale dzieciaki mają drzemki, więc robiliśmy tak, żeby drzemka wypadała w aucie.
Jagna po powrocie do domu od razu zapytała,
czy kiedyś jeszcze pojedziemy pod namiot J Dziecku
obiecane, trzeba pojechać. Ale teraz czas na zimowanie i kolejny wyjazd. Raczej
bez namiotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz