Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Tatry z wózkiem i (prawie) bez nosidła - po słowackiej stronie

Nasze polskie Tatry to każdy zna, każdy był w Zakopanem, każdy widział Morskie Oko, każdy wypuszczał się w dolinki. Generalnie każdy ogarnia polskie Tatry 😊 Ale jak się bardzo zdziwiłem pytając po znajomych kto ogarnia słowackie Tatry. My nie ogarnialiśmy. Nie znaleźliśmy też nikogo kto by nam powiedział gdzie spać, co zobaczyć z dziećmi. Choć przyznam, że szaleńczo też nie szukaliśmy.

Wiedzieliśmy, że Słowacy mają dużo większą część Tatr, że mają mniej ludzi na szlakach. Ale jakoś zawsze hasło „jedziemy w  Tatry” = „Jedziemy do Zakopanego”. Czego się dowiedzieliśmy dzięki temu wyjazdowi ponad to co wiedzieliśmy?

  •          że punkty wypadowe (miasteczka) ciągną się wzdłuż całych Tatr (nie ma jednego konkretnego miasta jak w Polsce)
  •          że słowackie miasteczka są praktycznie u podnóży gór. Nie trzeba tłuc kilometrów dolinami, żeby dojść do podnóża gór.
  •      że Słowacy zamykają swoje Tatry na pół roku (zamykają 1.11, otwierają 1.04). Zamykają powyżej schronisk z małymi wyjątkami. Mapa zamykanych szlaków:

https://www.tatry.turystyka-gorska.pl/tatry-slowackie-szlaki-zamkniete-zima.htm#gallery-1

  •        że słowackie Tatry są super skomunikowane małym pociągiem/kolejką. Jedzie wzdłuż Tatr przez wszystkie miejscowości. I kosztuje jakieś grosze
  •       że słowackie Tatry są fajne dla rodziców z małymi dziećmi (wózek czy rowerek)!
  •          że słowackie Tatry nie są tak daleko jak myśleliśmy (raptem 40 min jazdy z Zakopanego).

My byliśmy na 5 dni, z czego 2 dni stacjonowaliśmy z Bukowinie Tatrzańskiej z dojazdami na Słowację, a 3 dni stacjonowaliśmy na Słowacji. Tym razem nie chcieliśmy się pchać wysoko z nosidełkami, tylko chcieliśmy dobrać szlaki pod dzieci (wózek, nóżki). Już mamy dosyć noszenia Jagny na plecach (to już prawie 20kg!), więc jakoś na miękko chcieliśmy ją wprowadzić w chodzenie. A nie jest to typ dziecka, które będzie cały dzień wspinało się po górach. Raczej typ, który po 1km powie że już nie ma siły i chce do nosidła/do samochodu/do domu/do mamy (niepotrzebne skreślić).

Zapraszamy w słowackie Tatry jesienią!

 

Dolina Białej Wody

Jeden ze szlaków, który zamykają 1.11. Ciekawa sprawa, bo ten szlak jest praktycznie przez mostek z Morskim Okiem. Na Morskim Oku zatrzęsienie aut, nawet zrobienie rezerwacji online na parking nie było możliwe. A 100m obok, po słowackiej stronie parking połowę tańszy i bez problemów z miejscem 😊

Sam szlak to najpierw 3 km czymś co chyba nie jest parkiem narodowym, bo można tam jeździć rowerami. Nas rowerek uratował, bo po pierwsze atrakcja dla Jagny (z górki i pod górkę), a po drugie to bezcenne 6 km w sumie urwane dla dziecka, gdzie nie jęczy. Znacie to? Ten pierwszy odcinek w miarę równy, w miarę płaski, na wózek się nadał. A my nie mamy specjalnego wózka na góry, zwykła spacerówka miejska. Po tych 3 km jest szlaban i informacja, że dalej rowerem Niet. Tam też porzuciliśmy rowerek, wózek pojechał dalej z nami. Ale widzieliśmy ludzi co cisnęli dalej rowerami.

W sumie w tym miejscu zaczyna się ładny szlak dolinką. Dalej w miarę równo, dalej w miarę płasko, widoki już górskie, a nie leśne. Szlak prowadzi do przełęczy, nie ma odnóg, odejść. Szlak początkowo (3km) leśny, potem ok 2 km dolinką, potem leśny, ale z prześwitami. Przyjemny dla oka 😊Dla ucha też, bo idzie się ciągle wzdłuż potoku. Im dalej tym stromiej, węziej. Dlatego dla rodzin z dziećmi to jest fajne, bo można zawrócić w dowolnym miejscu, bo pewnie i tak się nie ciśnie do końca. My zawróciliśmy na Polana pod Wysoką (9,2 km od parkingu). 

Ostatnie 1,5 km już się na wózek już się nie nadawało (przynajmniej nie na naszego klekota). Dodatkowo zaczął nas gonić czas, a marudzenie się wkręcało na coraz wyższy poziom. Więc wtedy obydwa gałgany powędrowały do nosideł.

Tego dnia Jagna 6 km rowerkiem, ok 7 km na piechotę.

Protip – przygotuj plecak przekąsek. U naszych dzieci nuda jest zabijana jedzeniem. Praktycznie pierwsze co pada po wejściu na szlak „a co mamy do jedzenia”? Dlatego jeśli sądzisz że masz dużo jedzenia, dopakuj jeszcze więcej, wszystko zjedzą!

 

Dolina Jaworowa

Szlak tuż obok Białej Wody, również zamykany 1.11. Jeśli mówiłem, że Dolinka Białej Wody była pustawa, to co powiedzieć o Dolinie Jaworowej? A to nie to że byliśmy tam w środku tygodnia przy ulewie. To była niedziela, długi weekend, temperatura ok 20 stopni (pisząc to, 3 tygodnie później, pada śnieg za oknem). A tam pustki. Są jakieś parkingi płatne, ale dało się spokojnie zaparkować przy samym szlaku za darmo.

Jaworowa dolina ma trochę podobną specyfikę do Białej Wody. W sumie leżą koło siebie, idą równolegle, więc ciężko żeby się wybitnie różniły :P W Jaworowej najpierw jest 2 km równiutkiego asfaltu, gdzie można naginać rowerkiem i wózkiem dowoli. Co prawda jest odczuwalnie stromiej, więc my porzuciliśmy rowerek po drodze. Mieliśmy wizję, że Jagna ruszy z górki na pazurki o długości 2 km i odczuwalnym nachyleniu. I że ten zjazd na pewno będzie poza jej kontrolą i zakończy się w potoku. Już dzień wcześniej pokazała próbkę jazdy z górki, co byliśmy pewni, że będziemy zbierać jej zęby z ziemi. A swoją drogą zawsze jak mówimy „Jagna, jak się wywalisz to będziemy zbierać zęby z podłogi”. To Jagna wtedy się pyta „a język też?”.

Wracając do Doliny Jaworowej. Po 2 km równego rozgałęzia się. Albo na Przełęcz pod Kopą (jakaś ścieżka edykacyjna, szło nią 70% ludzi, których mijaliśmy). Albo na Lodową Przełęcz. Poszliśmy na Lodową Przełęcz. I nie wiem czy to był dobry wybór, bo dosyć szybko okazało się, że wózkiem to tam się nie pojedzie. Więc porzuciliśmy go w krzakach po kolejnych 2 kilometrach (niby nieznaczne nachylenie, ale sporo dziur, kamyczków. Pompowane kółka by dały radę, nasz miejski wózek nie dał. Tak więc po 4 km szlaku mieliśmy w krzakach porzucone rowerek oraz wózek. Planowaliśmy dalej porzucić dzieci, ale się zorientowały i poszły za nami.


Jak pisaliśmy, Jaworowa Dolina ma podobną charakterystykę do Biała Woda. Dlatego znów raczej jako rodzic z dzieckiem w wózku nie planujesz iść na Lodową przełęcz. W związku z czym można zawrócić kiedy się podoba. Też im dalej tym stromiej i węziej. Sporo chodzenia leśnego z prześwitami, polankami. Potok wzdłuż szlaku. U nas nawrotka przyszła po ok 8km.

Reasumując – 3 km rowerkiem, ok 7 km nogami, reszta nosidło. No nie za dobrze nam szło to oduczanie od nosidła…


Zielony Kiezmarski Staw

Kolejny szlak to klasyka Tatr słowackich. Takie ich Morskie Oko. Dało się to wyczuć już na parkingu (nastawiane aut co nie miara, nie ma jednego zbiorczego parkingu, staje się na poboczu). Na szlaku podobnie, sznurek ludzi. Chyba nawet beznogi pies nas wyprzedził tego dnia, ale postanowiliśmy, że dziś jest ten dzień, gdzie ograniczamy nosidło! Oczywiście nam nie wyszło. Ale o tym później 😊

Szlak łatwy, szeroki, ale po kamieniach, odczuwalne nachylenie. Wózek od razu został w aucie, rowerek podobnie. Ani jednym ani drugim byśmy nie dali rady. Żeby zrobić wycieczkę ciekawszą i nie iść z tłumem, odbiliśmy na Wielki Biały Staw. Tam już praktycznie cały czas pustki oraz praktycznie cały czas…nosidło. Za to był ten piękny moment dnia, że Jagna oraz Tytus usnęli w nosidłach i wtedy nawet przestały nam dokuczać kilogramy na plecach, delektowaliśmy się z Moniką ciszą.

Sam szlak fajny, odejście na Wielki Biały Staw też ładne, dla dzieci trochę cięższe. Całość dla zaprawionego 5-6 latka fajna, duże kamienie, potoczek, nachylenie akurat na małe nogi. Widoki też fajne. Fajne dla dorosłych. Nie mam wątpliwości, że widok tramwaju na ulicy dla Tytusa jest ciekawszy niż szczyty Tatr jesienią…

To to powyżej to Biały Staw. 

A sam Zielony Staw Kiezmarski ładny, inny niż Morskie Oko, grań gór jest bliżej, schronisko nad samą wodą. 

Morskie ładniejsze. Ale pies trącał góry. Prawdziwym problemem był brak kakao w schronisku. Na szczęście Jagna nam to wybaczyła i zadowoliła się herbatą.

Reasumując – wózek nie, rowerek nie. Nosidło i nogi. Jagna ok 8,5km na nogach, reszta u tatusia i mamusi na plecach. Ale od jutra już naprawdę koniec z nosidłem! 😉

 

Popradzki Staw

Z tego postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę. Pojechać pociągiem, posiedzieć nad Szczyrbskim Stawem, potem podejść pod Popradzki Staw. Trochę przestrzeliliśmy z pociągiem, bo jakoś a priori uznaliśmy że to taka WKD podwarszawska. Czyli jeździ bez rozkładu, co kwadrans. Jakie było nasze zdziwienie jak okazało się na miejscu, że jeździ raz na godzinę! Na szczęście była piękna pogoda, krótki szlak, więc czekanie na pociąg aż tak nie bolało.






Pociąg tani, za osobę wyszło nam 3e w dwie strony, dzieci za darmo. Wycieczka pociągiem dla dzieci bezcenna. 

Potem przez 2 dni Jagna chciała żeby jej wymyślać bajki o młotku do zbijania szyb w pociągach i akcjach ratunkowych.

W samym Szczyrbskie Pleso zależało nam tylko na posiedzeniu nad Szczyrbskim jeziorem, w samym mieście, nie trzeba nigdzie łazić 😊 

Do tego z twardym postanowieniem nie używania nosidła ruszyliśmy nad Popradzkie Pleso.

W sumie to są 2 opcje dojścia tam:

- jedna opcja dla wózków, rowerów – szlak z Popradskie Pleso Parking (jest tam tez przystanek pociągu). Równy asfalt spod parkingu nad jeziorko. Wózek spoko, rowerek dziecięcy odpada, bo jest odczuwalne nachylenie, małego dziecka na rowerku z górki bym nie puścił. Czuję, że jakby Jagna się puściła z tej górki to byśmy jej szukali w Popradzie. Asfaltem idzie się chyżo.

- druga opcja nie dla wózków, nie dla rowerów – szlak z Szczyrbskie Pleso, z miasta. Typowo pieszy szlak, nachylenie małe, dla dzieciaków w sam raz. Co do czasu podejścia to nie będziemy się wymądrzać, ponieważ wyprzedzili nas chyba wszyscy, a niektórzy pewnie ze 2 razy. Zrobiliśmy sobie pętlę, weszliśmy jednym szlakiem, zeszliśmy drugim. Piwko nad jeziorkiem na górze i cały dzień minął. 

Jakby to lepiej zaplanować i mieć jeszcze trochę czasu, to warto wejść na Przełęcz pod Osterwą, widok na Popradskie Pleso musi być niezły 😊

Bilans Jagny – ok 8km na nogach, nosidło wjechało tylko wtedy gdy śpieszyliśmy się na pociąg.

 

Na deser jednak polski akcent – Rusinowa Polana

Jednak te polskie Tatry ładniejsze 😊 

Dlatego na deser zatrzymaliśmy się jeszcze na Rusinowej Polanie. 

Z Wierch Poroniec równa droga, wózek spoko. Widoki od razu widać, że polskie!

 

Zakwaterowanie

Na dwa pierwsze szlaki (Dolina Białej Wody i Dolina Jaworowa) wybraliśmy spanie po polskiej stronie i dojazdy. Tak było taniej po prostu (z Bukowiny Tatrzańskiej).

Na słowackie szlaki spaliśmy w Nova Lesna. W miarę po środku, blisko do tej drogi wzdłuż Tatr i cena znośna (200 zł za apartament z kuchnią). Co prawda wbijamy do środka, spoko, łóżko pościelone, ale kanapa nie ma pościeli. Podbijam do właścicielki i mówię że jest super, ale nie mamy pościeli na kanapę, a w 4 osoby się zmieścimy na jednym łóżku. Na co ona:

- Dodatkowa pościel dodatkowo płatna.

No ja niezbyt zachwycony, pytam ile?

- 15 euro

Myślę „ale zdzierstwo!” i pytam

- rozumiem, że to za cały pobyt, w sumie?

- nie, za 1 dzień

No tego nasza natura już nie mogła znieść. Pojechałem do najbliższego Lidla, kupiłem komplet pościeli za 8e w sumie.

Ale abstrahując od tego, samą miejscowość Nova Lesna, oraz pobliską Stara Lesna polecam. Można też spać pod samymi górami np. w Starym Smokovcu, ale dojazd zajmował 5 min, a ceny dużo korzystniejsze w Nova Lesna 😊 Co bym odradzał? Spanie w Popradzie, to jednak duże miasto, a nie po to jechać w góry żeby spać w mieście.

 

Słowackie Tatry z dziećmi – warto?

Nas jakoś nie zachęcało rozciągnięcie Tatr na mapie, odległość, nieznajome, Euro. W Polsce wiadomo, że śpisz w Zakopanem i stąd zwiedzasz albo Zachodnie albo okolice Morskiego Oka albo przez Kuźnice. Niewiele opcji to i głowa spokojniejsza 😊 A na Słowacji trzeba to jakoś przemyśleć. 

Na pewno ludzi było mniej niż po polskiej stronie. Słowacy mają sporo atrakcji – jakieś kolejki (Hrebeniok, Lomnicki Szczyt), w Popradzie są termy, koło Zdziar jest spacer w koronach drzew. Są szlaki dla dzieci. Ale mimo to Zakopane dalej na pierwszym miejscu w naszych sercach. Jednak dobre to co polskie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz