Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Miejskie zwiedzanie

Pierwszy etap, ten europejski za nami. Etap typowo miejski, praktycznie codziennie inne miasto. Każde wyjątkowe, ale...takie samo. Miejskie podróże chyba nie dla nas :)

Mimo tego, że wydawać by się mogło, że z niejednego pieca chleb jedliśmy, to pierwsze 3-4 dni można opisac jednym slowem: CHAOS. Gubilismy wszystko. Bilans: zagubiony but Jagny, przytulanka, łyżeczka, paszport. Do tego dziecko usypialo o 22 zamiast o 19, nie chciało jeść. Wakacje życia, here we come :)

Jak idzie z Jagna?
Pozmieniało się. Mniej jadła i jadła jakimiś dziwnymi falami. Przez pół dnia prawie nic, a potem fura jedzenia wieczorem. Ale my też się wyluzowalismy po pierwszych dniach. Będzie głodna to zje. Ale próbuję od nas wszystkiego z talerzy :)
Lot z dzieckiem już przerabialismy, więc poszło sprawnie. Jagna jest hitem samolotów, bo zagaduje ludzi, bawi się z nimi. Podczas lotu na Wyspę Wielkanocna sama chodziła (raczkowala) po samolocie, poznało ja pół samolotu. Do tego stopnia, że potem na wyspie ludzie nas zagadywali, machali, bo ja poznawali z samolotu
Spanie jej się przestawiło. Chodzi spać o 21:30, śpi do 8:30. Dla nas to nowość, ale spróbujemy ja przestawić na stare tory.
Upal to zmora. Gdybyśmy mieli jechać na 3mc w taki upał, to bym chyba już wracał do Polski. Non stop spocona, smarowanie filtrem, czapka, robienie i szukanie cienia. Słaby sen (a jaki ma być jak w pokojach w nocy jest 30 stopni?). Klimy staramy się w nocy nie używac, żeby jej nie zaziebic, więc jest ciężko.
Przed wyjazdem długo się wahalismy czy brać wózek. Po tych 2 tyg odpowiedź jest jedna: brać. Jeśli są upały to obowiązkowo, w Tuli jest ona mokra, my mokrzy. Brać szrota, którego można wyrzucić jak przestanie być potrzebny. Nam się już splacil. A z kolei na Wyspie Wielkanocnej zarasta kurzem.
Monika ogarnia tak Jagne, że nie mam pytań. Wszystko spakowane, a uwierzcie, że to mega ciężkie w spaniu codziennie w innym mieście. Dziecko czyste, zadowolone, najedzone. Medal dla matki roku się należy!

Jagna zadowolona, poślubiła jazdę wózkiem, bo Tule zawsze lubią. Cieszy się do wszystkiego, najbardziej do psów :)

Ja bardzo doceniam ten czas razem, nigdy jeszcze nie byliśmy tylko we 3 przez 2 tygodnie. Choć w Hiszpanii było trochę gonienie po kraju. Jeszcze bardziej doceni jak zwolnimy w Chile i Argentynie...

Przegląd miast hiszpanskich, bez wchodzenia w szczegóły, bo jest tego pełno w necie :)
Malaga: mielismy airbnb, a że ladowalismy w środku nocy, to zgarnelismy uber. Apka działa, koszt z lotniska ok 20e do centrum. Taxi ok 25-30e. Parkowanie auta w centrum przesrane. My parkowalismy pod chata, więc poza centrum za darmo i z buta do centrum (30min). Komunikacja miejska sprawna, bilet ok 1.4e. W Maladze jednoręka katedra (bo zbudowali tylko jedna wieże, a druga olali), port, arena do korridy, ruiny rzymskie+wzgorze z panorama miasta z ruinami (wspólny bilet) . Widok super, ale wdrapanie się tam z wózkiem po bruku i schodach w 35 stopniach lekko niewygodne :) można wjechać też autobusem, my nim zjechalismy. W sumie to teraz myślę, czemu my tego nie zrobiliśmy na odwrót? Czyli wjechać i zejść :) plaża Malagueta z małych kamyczkow, spędziliśmy na niej ok 7 minut :) Jagna się popłakałam, oblepila zwirem i wyszliśmy.
W Maladze ogarnelismy też auto. Mały fuckup. Enterprise, dość drogo, ale za darmo wyjazd za granicę do Portugalii. I opinie b.dobre jak na sieciowke.
Co ciekawe codziennie ceny wynajmu przed wyjazdem się zmieniały. Od 450e do 300e. Sprawdzałem codziennie, najtaniej było ok tydzień przed wyjazdem, najdrozej miesiąc przed. Czyli wczesne rezerwowanie nie popłaca :) w wypożyczalni dostałem coś w automacie, Volvo. Mówię mu, że wolę manual, to on, że mają tylko SUV. Myślę sobie, całkiem w czoko, SUV w cenie. Wziąłem. Jeden wielka kupa! Never ever, szczególnie w kraju typu Hiszpania, Portugalia. Wielki taki, że z parkingu wyjeżdżalem na 3 razy! Nie idzie zaparkować, a taki gowniany motor, że swoją 20 letnia Carisma wolałbym jeździć po tych hiszpanskich górach! Brać kombi :)

Gibraltar: wjazd autem to godzina stania na granicy. A to jest Schengen! Więc parking w La Linea, miejscowość hiszpańska zrosnieta z Gibraltarem. Są płatne, albo bezpłatne wzdłuż plaży, do dojścia ok 30 min. Zgadnijcie jaki wybralismy?
Kontrola paszportowa hit. Kolejka się zrobiła, więc służba graniczna uznała, że otwiera granice. Otworzyli bramki, można było wejść na kartę rowerowa koleżanki :)
Są tam 2 atrakcje. Pas startowy lotniska w poprzek drogi, gdzie zamykają szlaban jak coś laduje. Oraz Upper Rock. Można na nią wjechać kolejka (16 funtów), wejść lub wjechać z wycieczka. Zjazd 2 funty. Można płacić w euro, ale kurs słaby. Kolejka do kolejki duża, więc polecam zaklepac przez neta. My staliśmy godzinę w słońcu...
Na gorze małpy + ładny widok na Maroko, ciesline.
No i atrakcją Gibraltaru jest strefa wolnoclowa, alko kosztuje tyle co nic. Są tłumy! Średnia wieku to chyba 152lata, sami Brytole.

Tarifa, Barbate: małe, senne miasteczka z plażami. Wg googla i opinii. A jak było? Barbate jak cie mogę, ale Tarifa taka zajebana ludzmi, korki, parkingów brak. No nie powtorzylbym :)

Kadyks: jakieś horendalne ceny za nocleg, więc spalismy w Jerez de la Frontera, 30 min od Kadyksu. Miasto na wyspie, problem z parkowanie jak w połowie Hiszpanii. Są publiczne parkingi, ale to jest tak drogie! Za 6h w Kadyksie 15e. Trochę gięcie paly, ale albo parkujesz daleko i korzystasz z komukacji miejskiej albo płacisz...
W mieście katedra, parki miejskie, bo są bardzo ładne, plaża La Caleta, fortyfikacje wokół. Bardzo fajne miasto, bez tłumów, bardzo ładne uliczki, wg mnie jedno z ładniejszych na naszej hiszpańskiej trasie.
Ogólna uwaga. Na południu teren zielony to klepisko, nie ma grama trawy. Kocyk Jagnie rozkladalismy na chodniku :) taki piknik.

Merida: najbardziej rzymskie spośród hiszpańskich miast. Wypadł nam tam postój w drodze do Sewilla. Do obejrzenia teatr i amfiteatr rzymski, akwedukty, świątynie czy most rzymski. A to wszystko na małej powierzchni. Jest co robic. Bilet wspólny na to wszystko 12e.

Sewilla: piszą w necie, że jest tak gorąco i tłoczno, że szok. Nie nastroilo nas to optymistycznie :) nocleg na Airbnb u pani, która nic nie rozumiała po ang, że to bardzo dużo do nas mówiła po hiszpansku, nie przeszkadzało jej, że nie nie rozumielismy. Ale dała trochę pluszakow Jagnie :)
Sewilla wcale nie taka tloczna, gdzieś się rozchodzi ten tłum.
Katedra kozak, plac hiszpański chyba jeszcze lepszy. Oprócz tego starówka, uniwersytet, jakieś parki, rzeka. No i pojawiła się trawa!

Burgos: podobnie jak Merida, wypadł nam tam postój w drodze do Madrytu. Katedra, co za niespodzianka! A w niej hit. Jezus obleczony cieleca skóra, z naturalnymi włosami.

San Sebastian: kurort dla bogatych Hiszpanów, podobno nawet rodzina królewska tam wypoczywa. Plaża odgrodzona dwoma wzgórzami. Na jednym jest jakieś stare wesołe miasteczko i kolejka na górę. Na drugie wchodzi się z buta. Widok super, warto się wdrapac. Po drodze mała starówka. Sklepów jak na lekarstwo, za to wszędzie plaża :)

Bilbao: niby największe miasto kraju Baskow, ale to nie jest stolicą regionu. Podobno kiedys to było stricte przemysłowe miasto. Oczywiście starówka, do tego muzeum sztuki współczesnej Guggenheima(wjazd 17e/os). To fundacja, która ma chyba 3 pod swoją opieka. W Nowym Jorku, w Abu Dabi i w Bilbao. Generalnie wizytówka Bilbao. Co prawda ekspozycja w środku nie pasowała nam do ekspozycji na zewnątrz (wielki pająk, wielki szczeniak z kwiatów czy sztuczna mgła na rzeczce), ale i tak było spoko.
W Bilbao niespodzianka! Problem z parkowanie :) ale tym razem odrobiłem pracę domową i na Google Street view znalazłem okolice koło metra (10min od centrum) z darmowym parkowaniem.
Nie udało się nam znaleźć noclegu. Na bookingu i Airbnb ceny zaczynały się ok 500 zł za noc. Za dużo. Atakowalismy z Vitorii.

Vitoria: zaskakująca stolicę regionu. Niby nic nie ma do zaoferowania spektakularnego, ale jak chyba każde miasto hiszpańskie, ma klimat, kościoły, starowke, urok. Plan miasta jest ciekawy, bo główny plan starówki jest na wzgórzu lekkim, a uliczki do tego placu idą po okręgu. Jakby poziomie gory na mapie fizycznej .
Oczywiście parkowanie kilometr od domu i codziennie spacer po auto.
Miasto nas kupiło w 100%.
Dla nas to była baza do zwiedzania całego regionu, spalismy tu 5 nocy na couchsurfingu, a wypady były tak do 100km. Z wypadów był jeszcze Salinas de Anana (starożytna fabryka soli poprzez odparowywanie, takie tarasy solne) oraz kościółek na wyspie, must see kraju Baskow - Gaztelugatxe.

Madryt: tego nie ma co opisywać. Dla nas ciężki, zbyt monumentalny, a przez to przytlaczajacy. Taki Wiedeń. Do tego tłumy i upał, choć podobno ludzi o połowę mniej niż Monika widziała we wrzesniu.

Tak to wygląda w skrócie. Bardzo aktywne 2 tygodnie, najważniejsze, że Jagna dobrze zniosla.
Najgorsze były te dzikie upały na południu i w Madrycie. Północ za to przyjemna. Druga kupa było parkowanie. Naprawdę trzeba się nakombinowac. Chyba, że kogoś stać na parkingi publiczne, wtedy jest łatwo. Ale 24h to koszt ok 20e. Sierpień pod tym kątem był dobry, vbo to wakacyjny miesiąc dla Hiszpanów i parkometry działają tylko do 15:00. Normalnie do 21:00. Często nocowalismy auto w strefie niebieskiej. Nikt za był w stanie n odpowiedzieć na pytanie, czy możemy nocować auto w strefie zielonej. Ale chyba nie :)
Nigdy nie spędziliśmy tyle czasu w miastach. Codziennie inne miasto. Ale chyba to nie dla nas. Najlepsze dni to były te poza miastami :)

Za to teraz się odmiastowimy tak, że zatesknimy. Chile, Argentyna, nadjezdzamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz