Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Kolorowe Valparaiso

Valparaiso. Miasto w cieniu Santiago. Jak to zareklamowalem Monice: "takie spore portowe miasto, w sumie nie ma plaży, podobno jest biednie i niebezpiecznie miejscami, ale jest blisko i mają Street art. Pojedziemy, posmierdzimy, wrócimy". Okazało się odkryciem. Gdybym miał wybierać między Santiago a Valparaiso, wybrałbym to drugie.

W sumie to miasto nie miało mieć osobnego wpisu, bo nie będziemy pisać o każdym pierdzidolku, który odwiedziny, bo nikt nie będzie tego czytał. Ale Monika mnie namówiła, Valparaiso zasługuje na osobny wpis. Przynajmniej na wrzucenie kilku fot :)

Dobra, kilka słów, zanim przemówi obraz. Kiedyś kiedyś Valparaiso to był główny port Ameryki płd. Zanim powstał kanał panamski, wszystkie statki po oplynieciu Przylądka Horn zawijaly do Valparaiso. I to miasto naprawdę się liczyło. Tzn dalej się liczy, bo jest 2 po Santiago pod względem mieszkancow, jeśli liczyć je z bratem-Vina del Mar. Jeśli osobno, to jest 5 w Chile. Otworzyli kanał panamski, nikt mądry nie oplywal już Ameryki płd, dlatego miast podupadlo. Lata świetności ma za sobą, ale teraz pojawia się ponownie w nowej odsłonie - jako stolica kulturowa Chile. Ściąga artystów wszelkiej maści. Głównie widać efekty graficiarzy, takiej ilości graffiti nie widziałem nigdy. Całe centrum wrzuciłbym na listę UNESCO tylko z powodu graffiti. No oczu oderwać nie można. Oprócz tego słychać duzo muzyki. Tej granej i śpiewanej. Najlepszy freak jakiego widzieliśmy to Chinchineros. No kot taki. Warto wrzucic w YouTube, podobno to mieszanka peruwiansko-chilijska. Jestem taki mądry, bo mieszkaliśmy u nauczyciela pianina, miał syf w domu, ale na muzyce się znał :) znajdą się w Velparaiso też cyrkowcy, jakieś trupy teatralne. No cuda na kiju. Miasto stawia na sztukę. Ale to graffiti rozslawilo Valparaiso.

Samo miasto jest rozległe i słynie z 2 rzeczy.
Pierwsza to małe kolorowe domki. Kiedyś malowano je podobno resztkami farby po remontach statków. Teraz podobno miasto zwraca połowę kasy za farby, jeśli pomalujesz dom na kolor inny niż dom obok. Albo przeczytałem te głupoty i powtarzam :) ale brzmi logicznie. Czułem się tam jak w Hawanie, bo jak dodać kolonialnych styl domków, to efekt robi wrażenie. Dodatkowo miasto jest na wzgórzach, więc widać te kolory nad sobą, pod sobą, wszędzie.

Drugi słynny motyw to assensor, takie kolejko-windo-schody ruchome. Miasto jest na licznych wzgórzach i nie są to popierdolki. To są prawdziwe wzgórza. Nie chciałby mieszkać na przedmiesciach i dymac po tych gorkach. Dlatego otwarto publiczna sieć kolejek, które wwozily ludzi za jakieś grosze. Teraz kolejki kosztują 50 gr za kurs. Najstarsza jest z XIXw, czyli ma ok 130 lat. Wszystko drewniane. Wehikuł czasu. Było ich chyba ok 40, czynna jest połowa z nich.

Miasto jest zapuszczone, choć ten Street art trochę wlewa tam życia. Czy jest niebezpiecznie? 2 osoby na ulicy nas ostrzegały. Nasz gospodarz na dzień dobry powiedział, gdzie po zmroku nie chodzic. Nas to nie dotyczy, ponieważ po zmroku to my dawno siedzimy w domku, bo Jagna śpi. Taka sytuacja. My za dnia nie czulismy się niebezpiecznie ani przez chwile. A w Santiago trochę tak.

Obok Valparaiso jest Vina del Mar, chilijski kurort z hotelami, kasyna i, uporządkowany, pachnący, nowy, z plaża. Spędziliśmy tam 4h i starczy :) wolelismy wrócić do trochę zapuszczonego Valparaiso. Ale można tam dojechać metrem, 20 min.

Także polecamy z całego serca. Na pewno największe odkrycie tego wyjazdu jak do tej pory. Nie twierdzę, że najlepszy sztos, no na pewno nie. Ale nie spodziewaliśmy się wiele po Valparaiso, a spędziliśmy tam super 2 dni, a moglibyśmy pewnie i z tydzień :)

A teraz niech przemówi obraz:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz