Doczytaj

Wyniki wyszukiwania

Kalifornia cz. 4 - Death Valley National Park

W drodze do Doliny Śmierci - Ghost Town Lake Isabella

Przejazdy między parkami na wschodzie Kaliforni są dosyć upierdliwe. Sporo jazdy po górach, wąsko, stromo. Zupełnie nie jak w USA 😉 Czasy przejazdów są długie, dlatego staraliśmy je sobie jakoś dzielić, znajdować noclegi lub inne ciekawe atrakcje pomiędzy. I w ten sposób trafiliśmy na Lake Isabella. Ktoś nam polecił, z Google też spoko oceny a i tak było w połowie. Na wyjeździe czasu na chillout na plaży raczej nie przewidzieliśmy. A jak już była okazja, to wiało tak że głowę urywało. Dlatego hasło „poleżymy na plaży nad jeziorem podziałało na Monikę mocno. No trochę rzeczywistość nie spotkała się z oczekiwaniami. Bo „jezioro” to jakiś sztuczny zbiornik, gdzie po drugiej stronie kursowały wywrotki z kamieniami, gdzieś obok kruszarka je przerabiała. Dodatkowo brak drzew i wiatr…urywał głowę. Tak więc długo tam nie zabawiliśmy. Ale zanim uciekliśmy z Lake Isabella (miasto o tej samej nazwie) to odwiedziliśmy coś na kształt skansenu. 

Niby Ghost Town (opuszczone miasteczko), ale w rzeczywistości to była prywatna inicjatywa, gdzie rodzina pozbierała z okolic rozpadające się domki i zbudowała z nich coś na kształt małej osady. Trochę trąciło odpustem (manekiny i lalki udające ludzi), ale z drugiej strony odrestaurowane i pozwoliło złapać trochę klimatu. Więc z pojedynku plażowanie nad jeziorem (wysokie oczekiwania vs słaby efekt) do ghost town (brak oczekiwań vs spoko efekt) zwycięsko wyszło ghost town!


Death Valley

A przed nami końcówka wyjazdu. Ostatni park narodowy na naszej liście. Ostatni z trzech parków narodowych Kaliforni. Park, po którym chyba aż tak dużo nie oczekiwaliśmy (w przeciwieństwie do Sekwoi czy Yosemite), ale byliśmy go ciekawi. Death Valley.

Zakładaliśmy, że to tylko depresja, gdzie jest bardzo gorąco. Okazało się, że faktycznie to największa depresja, ale tylko w USA. Na świecie są głębsze depresje (i nie są to Żuławy). Badwater jest 86m ppm. Żuławy 1,8m ppm. A np. w Chinach Kotlina Turfańska jest 154m ppm. Wygrywa Morze Martwe, którego lustro wody jest ok 400m ppm. I powoli idzie w dół. Death Valley faktycznie jest gorące. Tak jak w innych miejscach kempingi zamykają na czas zimowy, bo…za zimno. Tak w Dolinie Śmierci kempingi zamykają w okresie letnim, bo za gorąco. Gorąc to jedno, drugie to brak ruchu powietrza. Przewodniki zalecają nie oddalać się powyżej 20 min marszu od auta. Bez przesady, kilka szlaków zrobiliśmy…


My mieliśmy tę przyjemność, że przejechaliśmy Death Valley z lewa do prawa. Odpuściliśmy północ parku (m.in. słynny teren, gdzie kamienie same wędrują) z racji kampera i utrudnionego wjazdu. Ale trochę nam zrekompensowało to, że zahaczyliśmy też o atrakcje na zachodzie Death Valley. Choć czy to takie hity? Nie mam przekonania... Na zdjęciach lepiej niż na miejscu, być może przez upał. Na pewno ciekawe były wydmy Mesquite. Abstrakcyjny widok, gdzie wydmy są na tle gór. Takie wklejone znikąd. 

Odwiedziliśmy też Mosaique Canyon, ale odwiedziliśmy to dobre słowo, w pamięć nam nie zapadł. 

Bo nie ma co ukrywać, najciekawsze w Death Valley dzieje się od wschodu (okolice Furnance Creek). Tam jest depresja Badwater, gdzie oszołomy biegają ultramaratony. Dno wyschniętego jeziora z licznymi solniskami. 

Tam jest Artist Palette, różne pierwiastki wykwitły na powierzchni gór tworząc kolorowe góry. Na ten odcinek jest zakaz wjazdu kamperami. My olaliśmy, nie wiem czy zakaz jest z powodu małych parkingów czy wąskiej drogi. 

W okolicach Furnance Creek jest też Golden Canyon, gdzie można trochę dać się zgubić na terenie tzw badland (złe ziemie, bez wody, kamienie, nieprzychylne do życia). Takie zgubienie kontrolowane, bo można dowolnie tam chodzić. 

Nam niestety nie było odwiedzić Dante View, w fajną panoramą na Dolinę Śmierci. Znów zakaz wjazdu kamperem. Tym razem nie do zignorowania, bo wg strażnika parkowego utkniemy na wąskiej drodze (bardzo wątpię, ale i tak trzeba by tam nadrobić 30km, a aż tak ściśnieniowani nie byliśmy).

Death Valley z jednej strony nas nie zaskoczyła (było gorąco i surowo). Ale z drugiej strony zaskoczyła nas różnorodnością (ciekawe panoramy, solniska, wydmy, Artist Palette, kaniony). Nie spodziewaliśmy się aż takiej różnorodności. No i to jest mega fotogeniczne miejsce!

 

A jak do tego dorzucić, że z okolicy można jeszcze odwiedzić krater Ubehebe czy Racetrack Playa to z Doliny Śmierci robi się całkiem różnorodny Park Narodowy i godny koniec naszej wyprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz